Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Pan Marsi
dodano 10.11.2007
Pan Marsi, kim właściwie jest człowiek, który dla świata istnieje tylko czasami?
Śmierć przyszła do Pana Marsi w sposób nieoczekiwany i zupełnie nagły. Jednego dnia Pan Marsi wraca rumiany z pracy, pozdrawiając sąsiadów i śmiejąc się raźnie, by drugiego dnia lec jak woskowa skorupka we własnym łóżku.
Pan Marsi jako urzędnik i samotnik nie miał zbytniego dorobku materialnego. Jedynym czego w jego domu nigdy nie brakowało to papier. Stosy kartek zapisanych drobnym maczkiem, kolumienkami cyferek i dopisków przy odpowiednich rubrykach. Pan Marsi kochał te kartki ponad wszystko, nie miał psa, kota ani nawet pająka w zakurzonym kącie. Dlatego też, gdy leżał stygnąc we własnym łóżku, nikt nawet tego nie zauważył.
Nikt nigdy nie skarżył się na Pana Marsi. Sąsiedzi do niego nie zaglądali, bo nie było po co. Owszem mówili mu dzień dobry, dobranoc, dobry wieczór i dowidzenia, kiwali nawet głowami pozdrawiając idące Śmierć przyszła do Pana Marsi w sposób nieoczekiwany i zupełnie nagły. Jednego go w płaszczu i starym kapeluszu. Przecież zawsze był taki pogodny, jak można by go zignorować? Sąsiedzi nie pamiętali jednak twarzy Pana Marsi, nie znali koloru jego oczu, codziennego wyrazu twarzy. Pamiętali sylwetkę w burym płaszczu z neseserem, wracającą co wieczór ze świata, do którego większość z nich nigdy nie weszła; idącą gdzieś przed siebie niezależnie od pogody.
Jedynie to pozostało w pamięci po Panu Marsi w głowach jego sąsiadów.
W biurze Pan Merli miał swój mały kąt. Nikomu nie wadził, zawsze uśmiechał się do sekretarki siedzącej przed wejściem do głównego biura. Nigdy jednak nie zauważył, że na dźwięk jego kroków, które Izabela rozpoznawała bezbłędnie, szybko sprawdzała makijaż i uśmiechała się tak promiennie jak tylko potrafiła. Dla niego Izabela nie miała złych dni, zawsze ciepło odpowiadała na jego dzień dobry, z nadzieją, że może to dziś jest ten dzień, dzień w którym zauważy ją za tym wielkim biurkiem z telefonem i wiecznie czerwonym, sztucznym kwiatkiem. Mimo tego, on nigdy nie powiedział ani słowa więcej niż dzień dobry rano, dziękuję gdy przynosiła mu osobiście poukładane papiery, tak aby nie musiał robić tego sam, na co nigdy nie poświęcała czasu względem innych pracowników; dobranoc, gdy wychodził z podkrążonymi oczami, ale z uśmiechem i satysfakcją dobrze wykonanej pracy na twarzy. Izabela nigdy nie traciła nadziei, dla niej Pan Marsi był kimś bardzo szczególnym.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW