Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Auto(?)pedagogika. Garaż jako centrum kultury
dodano 02.07.2008
Garocin- "Jarocin w garażu", czyli jak dwudziestolatki zrobiły festiwal na wzór koncertów, które znają z opowieści...
Niedaleko przed Słupskiem, na dawnym awaryjnym pasie startowym dla nieistniejącej już jednostki wojskowej, robimy postój. Kierowca parkuje tuż obok spokojnej rodzinki, która początkowo obserwuje nas z żywym zainteresowaniem. Kiedy jednak wytaczamy się z busa, otwieramy dla orzeźwienia piwo i dwudziestoletnim fiatem pandą dojeżdża do nas kolejna część ekipy, okazuje się, że jesteśmy bardziej przerażający niż "palący gumę" tuż obok dresiarze z BMW. Może to hard core punk sączący się z głośnika, a może punki, relikt przeszłości są dla współczesnych spokojnych rodziców mniej przewidywalni niż chłopaki z paskami na dresie.
Po wjeździe do Słupska przypominają mi się obrazki z dzieciństwa- wyjazd na zakupy lub do lekarza specjalisty z rodzicami do wojewódzkiego miasta, to było coś. Teraz miasto nie może się odnaleźć. Co rusz podnosi wspólnie z Koszalinem głowę, walcząc o Województwo Środkowopomorskie, ale już z coraz mniejszym przekonaniem. Cały czas zastanawiam się, jak będzie wyglądać miejsce koncertu. Obejrzałem zdjęcia z ubiegłego roku, zespoły wchodziły do garażu, gdzie ledwo mieściła się perkusja i przy otwartych drzwiach dawały koncert. Publika rozlewała się pod drzwiami. Po prostu "Garocin", czyli połączenie szarego, rozpadającego się garażu, stojącego w ciągu kilkudziesięciu podobnych, z duchem Jarocina. Mówicie- niemożliwe? Zdjęcia dały mi do myślenia- ale wciąż wątpię w możliwość odtworzenia ducha festiwalu z lat osiemdziesiątych. Garaż to jednak garaż, a nie wielka scena...
Dojechaliśmy do miejsca koncertu, kończy się asfalt, pojawiają dziury i widzimy ciągi garaży znane ze zdjęć. Uśmiechy zdziwienia i szoku robią się coraz szersze. Mijamy kilka rzędów garaży i dojeżdżamy do... całkiem sporej sceny z zadaszeniem, otoczonej taśmą, odgradzającą od publiczności. Obok namioty organizatorów i, nie da się ukryć, czujemy wielką ulgę. Scena otoczona od tyłu przebiegającą jakieś sto metrów dalej kolejową linią, chyba granicą Słupska, bo niczego nie można za nią już dojrzeć. Przed sceną dziesiątki nastolatków, ale i ludzi po trzydziestce. Irokezy, glany, skóry. Młodziutka dziewczyna ze starą gitarą, próbująca przekrzyczeć muzyków wspartych silnymi przodami głośników. Plac bardzo duży. Spodziewałem się maksymalnie trzydziestu osób, a jest grubo ponad setka. Za lewą stroną sceny parterowe, opuszczone ciągi betonowych budynków. Przypominają opuszczony PGR, bez szyb, bez framug okien nawet. Żałuję, że koncert nie odbywa się w tych zapadłych pomieszczeniach. Od prawej łąka otoczona przez stare garaże, z rozpadającymi się drewnianymi drzwiami. Na przeciwko sceny, jakieś dwieście metrów dalej widać stare kamienice, a pomiędzy nimi kocie łby drogi, jeszcze grubo sprzed wojny. Od strony kamienic i w stronę kamienic płynie strumień ludzi, wszystko jasne- jest otwarty sklep i jest blisko. Czyli jest dobrze, po piwo nie trzeba zapuszczać się wgłąb kamienicznej dzielnicy, mniejsze zatem szanse na dostanie po mordzie od dresiarzy.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW