Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
"Arbeit macht frei" oraz "Kradzież czyni więźniem"
dodano 04.01.2010
Kto myślał, że skradziony napis był oryginalny?
Gdyby przed kradzieżą najsławniejszego napisu w Polsce zapytać rodaków, czy konstrukcja z rur i blach ułożonych w napis "Arbeit macht frei" oraz druty kolczaste zainstalowane wokół obozu Auschwitz-Birkenau są oryginalne, czyli że liczą sobie 70 lat, to po namyśle większość odpowiedziałaby - ależ skąd, przecież cienkie stalowe elementy, nawet malowane, nie przetrwałyby siedemdziesięciu wiosen i zim, podczas których były narażone na deszcze, mrozy i upały, a ponadto w kraju, w którym złodzieje biorą wszystko (co metalowe) jak leci, nawet przewody linii energetycznych i trakcyjnych (także szyny!) oraz pokrywy studzienek ściekowych, to nikt przy zdrowych zmysłach nie pozostawia na pastwę rodaków takich symboli!
Ile Polska zaoszczędziłaby wydatków, gdyby napis "Arbeit macht frei" był kopią? Nie byłoby tego całego rozgłosu, który w świecie nas skompromitował jako strażników muzeum i jako złodziei. Jeśli nawet kradzież na zamówienie zorganizował cudzoziemiec, to również jest to dla nas ujma, bowiem plasuje nas w roli zwykłych prostolinijnych biednych złodziejaszków na końcu "łańcucha pokarmowego półświatka".
Spore kwoty poszły na poszukiwania oryginału - praca policji, spotkania z mediami, nagrody dla rodaków za pomoc w ujęciu złodziei, ich konwojowanie przez całą Polskę, teraz przesłuchania, śledztwo, prokuratura, prawnicy, w tym adwokaci, całe procedury sądowe, no i wreszcie kosztowne wieloletnie więzienie dla sprawców. Do tego morze farby drukarskiej wylanej (także wirtualnie) na artykuły rozmaitych mediów. Miliony złotych? A po kradzieży poinformowano, że polepszenie ochrony Muzeum, to dodatkowe 5 mln zł! I to da większą gwarancję, że podobna kradzież się nie wydarzy, ale przecież teraz mogą powstać grupy, które założą się o to, komu uda się zdjąć ów symbol - nie dla jakiegoś kolekcjonera, nie dla wartości metalu w punkcie skupu, ale dla adrenaliny obstawiania zakładów. I jeśli zostaną ujęci, to nie za grabież, nie za zniszczenie, ale za... czasowy zabór mienia.
Tych wszystkich wydatków oraz kompromitacji nieprzeliczalnej wszakże na pieniądze, ale pewnie dotkliwszej dla Polski (oburzenie z powodu kradzieży wyrazili m.in. byli więźniowie obozu, prezydent, premier i środowiska żydowskie, w tym rząd Izraela), można było uniknąć w prosty sposób... Otóż już wiele lat temu należało wykonać kopię i zamontować nad obozową bramą, zaś oryginał umieścić na poczesnym miejscu wewnątrz muzeum, w godnych warunkach, z fotografiami oraz z odpowiednimi opisami. Wszyscy wiedzieliby, gdzie jest oryginał i że nad bramą wisi kopia. Gdyby jednak ktoś ukradł kopię, to dyskretnie zostałaby zawieszona kolejna kopia i nikt nie dowiedziałby się o tym kompromitującym nas fakcie, a nawet jeśli złe wieści by się w końcu rozeszły, to o znacznie mniejszym emocjonalnym ładunku i zasięgu - wręcz media nie miałyby o co kruszyć kopii z powodu kradzieży kopii!
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW