Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Nowa matura – nie dajmy się zwariować
dodano 31.03.2010
Matematyka w nowej maturze budzi tyleż nadziei wśród nauczycieli akademickich - szczególnie uczelni technicznych - co obaw rodziców. Wydaje mi się, że ani jedni, ani drudzy racji nie mają.
Sakralizacja matematyki. Do napisania tego tekstu skłoniły mnie kawiarniane dyskusje z ludźmi, których dzieci lub wnuki zdają w tym lub następnym roku maturę. Okazją były emitowane w telewizji reklamy matematyki (nb. może ktoś z Państwa wie ile to kosztowało i kto za to płacił?), gdzie przekonuje się widzów, że matematyka pozwoli im lepiej słyszeć muzykę i projektować schody. Ja znam kilku muzykujących, niektórych nawet nieźle muzykujących, matematyków, ale nie znam ani jednego muzyka, który miałby pojęcie o matematyce. Nie słyszałem też o tym, by matematyka miała jakikolwiek wpływ na proporcje schodów. Czytałem wielokrotnie o rozmaitych ciekawostkach dotyczących związków np. odbierania sztuki (architektura to też po części sztuka) z różnymi liczbami („złoty podział”, liczba e itp.), ale nigdy nie słyszałem o stosowaniu matematyki przez kompozytorów ani konstruowaniu schodów na podstawie samej tylko znajomości matematyki. Matematykę widziałem całe życie jako pewien język, przy pomocy którego można o niektórych (choć na ogół ważnych) obiektach gadać lepiej niż językiem potocznym. Mimo, że – jak większość matematyków – jestem blisko idealizmu i w dużej części wierzę, że matematykę bardziej odkrywamy niż tworzymy. Podziwiałem zawsze siłę matematyki jako narzędzia opisu świata i wciąż na nowo zdumiewa mnie jak wiele kawałków fizyki zostało najpierw „wyliczonych”, a dopiero potem – bywało, że długo potem – odkrytych, czy może tylko potwierdzonych. Znam również np. różne sformułowania zasady antropicznej i nie uważam jej za bzdurę. Ale o taką sakralizację matematyki nie otarłem się nigdy. Byłem przekonany, że przeciętny, nielubiący zazwyczaj matematyki, zjadacz chleba reklamy takie wyśmieje, więc pozytywny ich odbiór przez moich znajomych po prostu mnie zaszokował. Oni w to uwierzyli! Uwierzyli, że matematyka zrobi melomana z faceta, któremu słoń na ucho nadepnął, a architektowi pozwoli zapomnieć o takich duperelach jak rozmiary przeciętnego człowieka, bo będzie je mógł zastąpić jakąś uniwersalną proporcją. Uwierzyli tak mocno, że zadbali o korepetycje dla swoich dzieci i wnuków nie tylko po to przebrnęły one przez maturę, ale również dlatego, by „rozwijać ich logiczne myślenie”, co rzekomo ma im zapewnić łatwiejsze życie. Zapytani o to ilu znają ludzi, którym matematyka pomagała robić dużą forsę dziwią się, że nikogo takiego osobiście nie znają. Znają za to wielu ludzi bogatych, którzy matematykę traktują tak jak Goebels całą (chyba?) kulturę; „gdy słyszę słowo kultura, sięgam po rewolwer”, czy jakoś tak podobnie. Ale wierzą, że matematyka to jakieś panaceum na całą złożoność świata i że pomoże ona ich dzieciom w osiągnięciu jakiejś mniejszej lub większej stabilizacji na odpowiednio wysokim poziomie.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW