Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Psychiatria i scjentologia a „antypsychiatria”
dodano 11.07.2010
Jak to jest, że każdy, kto wystąpi przeciwko metodom, stosowanym obecnie w psychiatrii, zaraz okrzyknięty zostaje scjentologiem, czyli sekciarzem, od którego trzeba się bezwarunkowo odwrócić i nie słuchać tego, co stara się zakomunikować?
Odkąd życie w bezpośredni sposób skonfrontowało mnie z psychiatryczno-państwowym przymusem, w czego efekcie pojawiły się moje pierwsze publikacje na ten temat, wciąż gdzieś dowiaduję się, że jestem anty-psychiatrą i... scjentologiem. Scjentologia to wiadomo: sekta... A „antypsychiatria”? To też niby wiadomo: sekta, która „tylko krytykuje psychiatrię i nie daje żadnej alternatywy w zamian...” Ale czy zastanawiamy się nad prawdziwością słów, tak wypowiedzianych wobec przeciwników psychiatrycznej przemocy?
Mówienie, że tzw. antypsychiatria „nie podaje rozwiązań” może wywodzić się tylko z tego, że nie zapoznajemy się z jej historią i bezmyślnie powtarzamy pomówienia, które w ramach swojej propagandy mocno w nas zakorzeniła propaganda psychiatryczna. Dzisiaj zupełną „normą” jest, że kiedy ktoś mówi „antypsychiatria” ma na myśli „scjentologia”! A przecież to kolejna, powtarzana bezmyślnie bzdura, wszczepiona nam przez psychiatrię.
Protestów z lat 60. i 70. minionego stulecia, w których masowo pojawiła się krytyka psychiatrii oraz stosowanych w niej metodach, nikt specjalnie już nie pamięta. Rozdział antypsychiatrii, bo tak nazywamy ówczesny ruch sprzeciwu, uznawany jest dzisiaj w opinii publicznej jako krótki, nic nie wnoszący poryw jakichś „nieodpowiedzialnych jednostek”, który nie tylko, że nie przedstawiał żadnych alternatyw, ale oprócz tego „utarło się mówić” (dzięki wciąż funkcjonującej manipulacji propagandy psychiatrycznej), że byli to (i są) niebezpieczni sekciarze. Społeczeństwo przytakuje, nie zastanawiając się zbytnio nad tematem, bo z dziada pradziada wiadomo, że Pan Doktor to mądry człowiek i wie, co mówi. Rzadko kto zagląda więc do prac tzw. anty-psychiatrów i nie zdaje sobie sprawy, że to właśnie dzięki tym protestom, i dzięki alternatywom przedstawionym przez ówczesnych krytyków psychiatrii, w wielu krajach zachodnich przeprowadzono w połowie lat 1970 „reformy”. Głośne wtedy na cały świat bębny antypsychiatrii ucichły nieco pod wpływem tych „przemian”, szybko jednak okazało się, że powołana wtedy do życia „psychiatria socjalna/społeczna”– choć miała odbiegać od psychiatrycznych metod (przymusu i faszerowania substancjami psychoaktywnymi) i stanowić dla osób dotkniętych wsparcie socjalne poza murami klinik– okazała się po wprowadzeniu przez psychiatrię być jedynie profanacją proponowanych przez tzw. anty-psychiatrów zmian, a ideę wykorzystano do poza klinicznej i już ciągłej kontroli, czy „pacjent” regularnie przyjmuje swój „chemiczny knebel” również wtedy, kiedy nie można mu tegoż podawać w zamknięciu i - w razie jego niezgody - pod przymusem.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW