Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
45 minut pijanego "tatusia"
dodano 06.04.2007
Myślę od dwóch dni o tym co się stało. Cały czas wierzę, że postąpiłem właściwie. Chcę opowiedzieć, poddać pod osąd swoją decyzję. Nie boję się krytyki, boję się śmierci wrażliwości...
Chciałbym napisać ten artykuł ze spokojem, z iście profesjonalnym podejściem dziennikarza relacjonującego jakieś wydarzenie. Niestety, moje wewnętrzne przeżycia biorą górę nad ładem i harmonią, która zazwyczaj panuje w mojej głowie, kiedy zasiadam do pisania...
4-go kwietnia tegoż roku, byłem razem z moimi uczniami na zawodach szachowych w jednym z siemianowickich domów kultury. W trakcie zawodów, wraz z dwiema podopiecznymi udałem się do sklepu spożywczego, aby kupić oranżady. Gdy byliśmy mniej więcej w połowie drogi, zobaczyliśmy na ławce mężczyznę, który w jednej ręce trzymał puszkę piwa, a drugą trzymał się ławki, żeby się nie przewrócić. Obok niego siedziała mała, kilkuletnia dziewczynka w brudnej, czerwonej kurteczce. Po krótkiej chwili mężczyzna wstał i zataczając się "wrzucił" dziecko na "barana". Widząc, co się dzieje, zdecydowałem się zadzwonić na policję i poprosić o pomoc. Gdy wybierałem numer alarmowy, "tatuś" - pozwolę sobie pisać to określenie w cudzysłowiu - rozpoczął wędrówkę w górę, po schodach, udając się do budynku biblioteki miejskiej. Dziewczynka nie była trzymana, sama łapała tatę rączkami, jak tylko potrafiła. Drżącym głosem poinformowałem o zdarzeniu policję. Dyżurny policjant stwierdził lakonicznie: "przyjąłem zgłoszenie". Zdecydowaliśmy się poczekać przed budynkiem biblioteki, aż do momentu przyjazdu radiowozu.
Mija kilka minut. "Tatuś" wychodzi z biblioteki i cudem schodzi ze schodów nie zabijając przy tym siebie i dziecka. Muszę przyznać, że miałem dylemat, bijąc się z pytaniem: "Co teraz?". Postanowiliśmy z moimi uczennicami, że pójdziemy za "tatusiem" i zrobimy wszystko, aby małej nie stała się krzywda. Zadzwoniłem po raz drugi na policję z zapytaniem, dlaczego jeszcze nikt nie przyjechał ( "przecież minęło ponad 10 minut, a komisariat znajduje się 500 metrów od miejsca, gdzie w tej chwili się znajduję" ). Policjant odpowiedział mi na to, że niestety jest tylko jeden radiowóz, który jedzie właśnie z Chorzowa, ale to potrwa jeszcze kilka minut. Zapytałem, czy nie mógłby podesłać patrolu straży miejskiej. Odpowiedź była krótka - "też są zajęci". Nie pozostało nam więc nic innego, jak dalej "bawić się" w detektywów i iść kilka kroków za "tatusiem", tak aby nie widział, że za nim idziemy. Widząc coraz mniej pewne kroki "taty", poprosiłem przechodzącego obok mężczyznę, aby pomógł mi zainterweniować i odebrać dziecko. "To nie moja sprawa! Ja się nie będę wtrącał!" - tylko zacytuję słowa tegoż Pana i pozostawię je bez komentarza.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW